Bezglutenowa Wioseczka

Bezglutenowa Wioseczka

wtorek, 9 kwietnia 2013

Panowie kontra konie 2:0

Udało się nie spaść. Czy to sukces na pierwszej jeździe? Chyba nie aż taki duży bo koń był na lonży, ale my i tak się cieszymy:D W internecie jest napisane, że ważną pomocą przy lonżowaniu jest głos prowadzącego. I rzeczywiście to pomaga. Nasza instruktorka ma głos tak dominujący, że jak kazała koniowi - Runnerowi się zatrzymać to wszyscyśmy zastygali w bezruchu. Taka domina ino że bez pejcza ;) A było to tak: Jeszcze w domu teść ogłosił że Runner to tak mądry koń że właściwie nie potrzebuje uprzęży bo on rozumie co się do niego mówi i reaguje na znaki - tzn trzeba niczym kierunkowskazem pokazać mu ręką(a konkretnie 2 palcami - jak do salutowania)w którą stronę ma iść i on tam pójdzie. A poza tym to kiedyś jechał konno bez uprzęży kilkanaście km i nie było problemów. Muszę dodać że to było jakieś kilkanaście (dziesiąt;) lat temu. Poszliśmy do stajni, teść zabrał się do siodłania Runnera, myśmy się nie wtrącali bo w przeciwieństwie do Niego nie wiemy jak to zrobić poprawnie. Za chwilę dołączyła do nas pani A. - popatrzyła i mówi - no dobrze ale siodło tyłem do przodu założone :D no to poprawili, zapięli popręg, potem dołączyła do nas jeszcze koleżanka pani A - Asia. Coś tam kazała poprawić przy siodle - pytam się czy ona też jeżdzi konno - a ona mówi że jest instruktorem jazdy konnej i pracowała w stadninie przez kilka lat - to będziemy napewno w kontakcie pomyslałam :D Oni (teść z Runnerem, mój ślubny, pani A. i Asia) wyszli tyłem, na wybieg, ja zaś z Taniem, (Lusia i Piter siedzieli w aucie) frontem na podwórko. Tuż za wrotami nastąpiła pierwsza próba wsiadania na konia, niestety zakończona niepowodzeniem bo teść nie wbryknął :D no a Runner cały czas usiłował dostać się z powrotem do stajni. Panie postanowiły odejść troche od stajni żeby się kuń nie rozpraszał, zamknęły drzwi. A. mówiła żeby najpierw konia wylonżować(żeby pobiegał w kółko na uwięzi) teść chciał na żywca jechać. Nastąpiła kolejna próba dosiadania. Mój ślubny bardzo się starał wrzucić tatusia na górę, ale nie dało rady, a Runnerek rwał się do stajni, do swoich koleżanek, one go słyszały i tak głośno rżały że pozamykałam stajnie od strony podwórza żeby nie zwiały. Potem do akcji wkroczyła Asia, kazała konia przypiąć do lonży, ślubny trzymał a ona popatrzyła chwile i wzięła się sama za robotę. Po chwili okazało się że to świetnie ułożony koń, robi wszystko co ona chce, reaguje na komendy głosowe - jak kłus to kłus, jak galop to galop itp i jak stój to koń stoi (jak już pisałam wszyscy zastygali w bezruchu przy tej komendzie ;) w międzyczasie jeszcze teść dostał opr za to że dawał koniowi cukier w kostkach bez potrzeby(powinien tylko w nagrodę) Następnie odbyła się kolejna próba wsiadania na konia, tym razem mój ślubny się wytężył i udało się. Teść tak kurczowo złapał lejce że bidny Runner nie miał prawie czym oddychać ;) a miało być bez niczego pomyślałam sobie ;), pobiegali troche na lonży a następnie teść kazał się odpiąć, no i poszli tzn koń poszedł kawałek w jedną stronę i stanął, potem zawrócił i prosto poszedł w kierunku stajni, teść zsiadł, a potem wsiadł mój slubny. Aż byłam z Niego dumna bo wbryknął za pierwszym razem, rozsiadł się swobodnie, nawet nie ciągnął za lejce tylko delikatnie je trzymał a dłonie opierał na siodle i co ważne - słuchał się instruktorki. Asia powiedziała - teraz to ten koń trochę odpocznie i rzeczywiście rozluźniony już pochodził troszkę, potem nawet troszkę wszedł w kłus - podobno wystarczyło go lekko ścisnąć łydkami, koń jak nowy :) Potem wrócił już do stajni. Ja nie próbowałam bo dzieciarnia już znudzona, a chętnych do pilnowania nie było. Podobno jeszcze w tym tygodniu odbędzie się pierwsza lekcja z moim udziałem. Musimy tylko skompletować osprzęt bo chcemy żeby wszystkie trzy konie wyszły razem bo bardzo się zżyły i lubią razem przebywać. Może będą spokojniejsze. Tanio i Runner Ślubny i Rega Na wybiegu Dziewczyny przy snopku Runner z profilu

13 komentarzy:

  1. Ooooo jaaa cię nie mogę! Ależ Ci zazdroszczę kochana!
    Nie żebym była jakąś amazonką,ale dwa obozy konne zaliczyłam,miałam swojego osobistego konia o imieniu Bandera (nazwa myląca bo był to wałach) i normalnie pokłusowałabym sobie znowu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że też będę czerpać z kłusowania przyjemność, na razie to letko ;) się obawiam... ale do odważnych świat należy.

      Usuń
  2. O Jejciu jejciu, jakie one CUDOWNE!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wesoło tam macie;) Koniki są śliczne ;)) 3mam kciuki za udaną jazdę:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż nie wierzę, że serio te koniki macie! No piękne! Ale wiesz co, ja to bym w taką pogodę nie jechała...bo jak się konikowi albo konikowej nie spodobasz i Cię zrzuci wprost w to... błotko? ;/ Ale ja jestem miastowa, nie przejmuj sie tymi moimi bzdurami ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w błotko to dobrze bo miękko :D gorzej na twardą ubitą ziemię...

      Usuń
  5. Zapraszam do mnie po wyróżnienie

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham konie, a te Wasze ..śliczne:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę! Też myślę na poważnie o koniach, może dzięki Wam się w końcu zdecyduję ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do mnie po wyróżnienie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń